niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 1. Elodie. Nowy etap.

Witam ponownie.
W poprzednim wpisie zapomniałam dodać, że notki będą dodawane raz na 2-3 tygodnie, a w każdym rozdziale narratorem będzie jeden z sześciu bohaterów.

Zachęcam do czytania.

Dlaczego ona mi to zrobiła? – pytałam siebie po raz kolejny w myślach.
Moja własna siostra wysłała mnie do ośrodka dla psychicznie chorych… nie, to niby nie psychiatryk. Ale w moim mniemaniu tym właśnie był.
Stanęłam przed bramą zabezpieczoną specjalną kombinacją (prawdopodobnie po to, by zapobiec ucieczkom) czy też szyfrem – zwał jak zwał. Poprawiłam ciut przydługą blond grzywkę i rzuciłam pełne frustracji spojrzenie siostrze. Odwróciła wzrok. Nic nie mówiła.
W głębi serca wiedziałam, dlaczego mnie tu przysłała. Miya nie miała ze mną łatwo. Mimo mojego młodego wieku cierpię na zespół Cotarda, a ta choroba nie ma łatwego przebiegu.
Często miewam urojenia, w których widzę siebie… martwą. Widzę, jak rozkładają się moje narządy wewnętrzne. Zdarza się, że potrafię to opisać z wielką dokładnością – robaki urzędujące pod skórą, odór rozkładu bijącego od ciała.
Jestem po prostu przekonana o własnej śmierci. Czuję lęk tak wielki, że nie potrafię opisać go słowami…
Jedynym plusem całej sytuacji jest to, że mam osłabione czucie bólu – dlatego często po prostu nie zauważam stłuczeń, skaleczeń i tym podobnych.
Skoro już wyjaśniłam, na czym polega moje schorzenie, możecie już wyzywać mnie od psychopatów.

Dobra, czas na hejty minął. Wróćmy do mojej beznadziejnej sytuacji.
Brama właśnie się otworzyła. Zostałam poprowadzona szerokim, wysypanym piaskiem podjazdem przez dwóch mięśniaków, którzy najprawdopodobniej byli tu ochroniarzami. Wiadomo, tacy się przydają w miejscach temu podobnych.
Moja siostra szła za mną, targając me ciężkie bagaże. Nie chciałam na nią patrzeć, najlepiej by było, gdyby stąd zniknęła. Ugh.
Przystanęłam, aby raz jeszcze rzucić okiem na budynek: był wielki, pomalowany żółtą farbą, która miejscami odłaziła płatami od ścian. W oknach – ale nie w każdym – widziałam kraty. Ogrodzenie sięgało jakichś dziesięciu metrów wzwyż i zostało przyozdobione drutem kolczastym.
I ja miałam teraz mieszkać w tym nieprzyjemnym miejscu… Westchnęłam i pokręciłam lekko głową, po czym ruszyłam dalej.
Weszliśmy do środka i skierowaliśmy kroki do biura dyrektora ośrodka. Korytarze były bardzo przestronne, ale przywodziły mi na myśl te szpitalne. Przy każdym kroku od ścian odbijało się echo. Duża, pusta przestrzeń wbiła w me serce uczucie pustki.
Poprawiłam moje długie, niebieskie rękawiczki sięgające przedramienia, chcąc ukryć zdenerwowanie.
Zapowiedziano nasze przybycie. Kiedy znalazłyśmy się z Miyą w gabinecie, ochrona została wyproszona za drzwi.
Z obrotowego krzesła przy biurku wstał starszy, łysiejący mężczyzna, ubrany w biały fartuch.
- Elodie Hitomi, jak mniemam? – posłał w moją stronę dobroduszny uśmiech.
Skinęłam tylko głową, wbijając wzrok w nieciekawy krajobraz za oknem.
- A to pewnie twoja siostra. Jesteście bardzo do siebie podobne – stwierdził, podchodząc bliżej nas. – Słyszałem już o problemie, panienko Elodie, jednak jest panna pierwszym przypadkiem, z jakim mam do czynienia osobiście. Zostanie panienka otoczona specjalną opieką. Jeśli będziemy w stanie osłabić chorobę, to świetnie. Przynajmniej postaramy się utrzymać ją na takim poziomie, aby stan panienki nie uległ pogorszeniu.
Zirytowałam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Ten facet zdecydowanie nadużywał słowa „panienka”.
- Jestem pewna, że siostrze będzie tu lepiej, niż ze mną – wydusiła z siebie Miya. Szlag, dalej unikała mojego wzroku.
- Taaak, byłam ciężarem dla niej, dlatego postanowiła się mnie pozbyć – mruknęłam cicho.
- Elodie… - jęknęła. – Dobrze wiesz, że robię to dla twojego dobra – westchnęła cicho. – Jeśli to wszystko, panie dyrektorze, to pozwoli pan, że opuszczę gabinet – dodała po dłuższej chwili.
- Tak, panienko Hitomi, to wszystko.
- W takim razie do widzenia. Będę cię czasami odwiedzać, Elodie – rzuciła na odchodne i wyszła, zamykając za sobą drzwi z głośnym trzaskiem.
Odetchnęłam i oparłam się o ścianę za mną, mierząc dyrektora wzrokiem.
- Jest coś, co powinnam wiedzieć o tym miejscu?
Kiwnął głową.
- Mieszkają tu osoby z różnorakimi zaburzeniami psychicznymi. Zazwyczaj przydzielamy ludzi do trzyosobowych pokoi, a każdy z współlokatorów cierpi na inne schorzenie. Obraliśmy taką metodę, gdyż wydała nam się najlepsza i naprawdę sporo daje. Zresztą sama się przekonasz, o czym mówię. Przez większość czasu możecie robić, co wam się podoba – oczywiście w granicach rozsądku – ale czekają też na was wizyty psychologów, różnorakie terapie…
- Rozumiem. Coś jeszcze? – przerwałam, chcąc już stąd wyjść.
- Wszystkiego dowiesz się z czasem. Nie mogę cię nauczyć, jak tu się żyje. Sama znajdziesz najlepszy sposób na to. A teraz zostaniesz odprowadzona do swojego pokoju.
Audiencja skończona, milordzie. Pożegnałam się i wyszłam. Na korytarzu czekali ci sami faceci, którzy mnie tu przyprowadzili. Bez słowa wzięli moje bagaże i ruszyli korytarzem, a ja za nimi. No cóż, większego wyboru nie miałam.
Minęliśmy kilka zakrętów, weszliśmy dwa razy po schodach, aż w końcu jeden z mężczyzn otworzył wrota do mojego nowego domu.
O matko, a myślałam, że gorzej być nie może…
Postawili walizki na podłodze obok jedynego wolnego łóżka, stojącego przy oknie. Minęli mnie w drzwiach i poszli w swoją stronę. Zostałam sama.
- Szlag by to… – mruknęłam, rozglądając się po małym, niezbyt czystym pokoiku. Nie było tu za wiele miejsca, bo jego większość zajmowała wielka, wypasiona szafa (trochę rozklekotana) z ciemnego drewna i trzy jednoosobowe i - na pierwszy rzut oka - dość twarde łóżka. Ściany pomalowane były na pomarańczowo. Nienawidzę pomarańczowego, grr. Lepiej bym się czuła, gdyby były niebieskie.
Powstrzymałam jęk rozpaczy, kiedy okazało się, że posłanie rzeczywiście jest twarde. I dziwnie skrzypi.
Nagle drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wparowała czarnowłosa dziewczyna z czerwonymi pasemkami. Niesforne kosmyki wymknęły jej się z dwóch kucyków, które zwykle „odmładzają” dziewczyny – za to jej z pewnością dodawały… autorytetu? Sama nie wiem, jak to nazwać.
Rzuciłam okiem na jej czarny T-shirt, na którym widniała nazwa jakiegoś rockowego zespołu, zwykłe przetarte jeansy i trampki z trupimi czaszkami. Natychmiast zrobiło mi się głupio z powodu mojej eleganckiej, niebieskiej sukienki. Brązowe oczy dziewczyny właśnie przewiercały mnie na wylot. Poczułam się dziwnie nieswojo.
- Co tu robisz? – zapytała dość miłym głosem i skrzyżowała ręce na piersi.
- Od teraz tu mieszkam – rzekłam, starając się ukryć frustrację wynikającą z tego faktu.
- Och, czyli jesteśmy współlokatorkami. Mi i Kiyo brakowało towarzystwa. - Podeszła do mnie i zamaszystym ruchem wyciągnęła rękę w moim kierunku. Zdjęłam rękawiczkę i uścisnęłam dłoń dziewczyny.
- Nazywam się Hitomi Elodie – przedstawiłam się.
- Ajibana Reiko, miło mi – wyszczerzyła zęby w uśmiechu i opadła na sąsiednie łóżko, krzywiąc się lekko. – Lubisz matmę? – rzuciła mi pytające spojrzenie.
- Nie, żebym jakoś szczególnie za nią przepadała… ale zawsze byłam z niej dobra – poprawiłam grzywkę, po czym ponownie założyłam rękawiczkę. – A czemu pytasz?
- Mam Arytmomanię, kocham matmę, kocham liczyć – zaśmiała się cicho. – Ale to też potrafi być upierdliwe. Dlatego tu jestem.
- Ach, rozumiem – uśmiechnęłam się lekko. – Wierzę na słowo, że takie coś potrafi doprowadzić do szału.
Zdziwiłam się, że Reiko chciała rozmawiać z obcą osobą na temat swojego schorzenia. Sama nie byłam pewna, czy chcę, żeby ktoś wiedział, co mi jest. Doszłam do wniosku, że pewnie gdybym miała zaburzenie tego typu, co ona, też bym nie miała oporów przed ujawnianiem tego. Jednak w mojej sytuacji…
- A ty? Z jakiego powodu się tu znalazłaś? – przekrzywiła lekko głowę w bok. Wyglądała naprawdę dość… słodko.
- Ile masz lat? – zignorowałam jej pytanie.
- Dziewiętnaście – odparła.
Widocznie zrozumiała, że nie chcę rozmawiać na temat tego, co mnie tu sprowadza.
- Serio? Myślałam, że jesteś w moim wieku. Cóż, jestem starsza. O rok – zaśmiałam się i przesłoniłam usta dłonią.
Nie wiem, dlaczego tak mnie to rozbawiło. Głupiego nie zrozumiecie.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo drzwi otworzyły się po raz kolejny, a osóbka, która je za sobą zamknęła, była dość… nietypowa.
Niziutka, czarnowłosa dziewczyna (również uczesana w dwa kucyki), ubrana
w stylu zupełnie do niej niepasującym – czarny gorset, czarna spódniczka z falbankami, czarne glany, czarno-białe podwiązki, czarne przypominające rękawiczki coś i… wstążki, wstążki wszędzie!
- Witam – przemówiła osóbka dość dziecinnym głosem. Przygryzła paznokcia pomalowanego czerwonym lakierem i wlepiła we mnie swoje duże, ciemnozielone oczy. – Nazywam się Yoshizawa Kiyo. Ty jesteś naszą nową współlokatorką?
- Tak, to ja. Hitomi Elodie – skinęłam głową w jej stronę.
- To musi być żart – zaśmiała się. – Zawsze miałam brzydkie współlokatorki, a teraz trafiły mi się takie, na które da się patrzeć bez narażania się na ślepotę – wyszczerzyła zęby w uśmiechu radości.
Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować na takie szczere słowa.
- Nie słuchaj jej, kobieto. Ta dziecina wszystko uważa za żart, ale uważaj, bo czasami potrafi być zbyt szczera. Nie miej jej tego za złe.
Kiyo skoczyła na swoje łóżko, dalej się śmiejąc.
- Ale będzie ubaw! Zaraz przyjdzie Hideki! Och, musisz go poznać, jest super – trajkotała.
- Kim jest Hideki? – przerwałam, bo nie nadążałam. Potok słów dosłownie mnie zalał.
- Hideki Tamura to ziom, jarający się wszystkim, co słitaśne i piękne – wyjaśniła mi Reiko, a widząc moje zdziwione spojrzenie dodała: - Sama zobaczysz, że jest idiotą.
Kiyo dalej gadała, podskakując na posłaniu, które całe trzeszczało. Czy ta dziewczyna ma ADHD?
- Siema! – krzyknął ktoś zza drzwi, a po chwili je otworzył. Do środka weszło trzech chłopaków, unosząc dłonie w geście powitania.
Hideki okazał się granatowowłosym chłopakiem o stalowoszarych oczach, dość szczupłym i wrażliwym. Cerę miał iście chłopięcą, mimo dojrzałego wieku – dwadzieścia osiem lat. Najstarszy z towarzystwa.
Wraz z nim przybyli dwaj dwudziestoczteroletni mężczyźni – Shirane Shiba oraz Inoichi Isao.
Shiba to koleś bez jednego oka – na jego miejscu ma brązową, skórzaną opaskę. Ocalały narząd wzroku ma koloru intensywnie niebieskiego. Czarne, przydługie włosy, mnóstwo kolczyków i coś przypominającego kołnierz z kilkoma paskami wplecionymi w niego, który przysłaniał mu usta – przeraziło mnie to. Czyżby facet był jakimś… mordercą? Bo na takiego mi wyglądał.
Za to Isao to jego kompletne przeciwieństwo – jasnobrązowe włosy (też ciut przydługie, ale dodające mu uroku), prawie że granatowe oczy, uśmiech nie schodzący z twarzy… widać, że próbuje korzystać z życia, choćby nie wiem jak było marne. Spodobało mi się to.
- Czy nie uważacie, że przybycie Elodie zapoczątkowało spisek, mający na celu infiltrację tego miejsca, a następnie zniszczenie go? – Inoichi popatrzył na nas kolejno, z poważną miną.
- Znów zaczynasz? – jęknęła Reiko, strzelając się otwartą dłonią w czoło.
- Emm… nie wiem nic o żadnej infiltracji – przeczesałam włosy palcami, zerkając na niego niepewnie.
O czym on mówił…?
- Wybacz temu debilowi, blondyneczko. – Shiba zdzielił go przez łeb. – Wszędzie widzi spisek. Sądzi, że każdy chce go wyeliminować.
- Haaa?! Nie musiałeś mnie bić! – nadął policzki, posyłając mu groźne – w jego mniemaniu – spojrzenie.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Popatrzyłam na nich wszystkich kolejno, kiedy włączali się do kłótni. Widać, że znali się już długo i że często zdarzały im się takie sytuacje. Zainteresowało mnie, dlaczego tu są. Nie chciałam jednak naciskać – dowiem się z czasem.
Zaczynała mnie boleć głowa od tego wszystkiego. Zerknęłam na Reiko, która tylko na nich patrzyła z dezaprobatą. Jej obecność może być naprawdę pomocna i niezbędna, aby przeżyć w tym miejscu.

~Himemiya Chikane.

sobota, 16 lutego 2013

Witam, witam!

Wpadł mi do głowy dość... dziwny pomysł, aby pisać bloga o osobach, które są chore psychicznie...
To znaczy, chcę przybliżyć przebieg tych chorób, jak to wszystko wygląda i pokazać, jak ciężkie potrafi być chociażby zaburzenie osobowości.
Nikogo nie zmuszam do czytania tego. Zwłaszcza, że jeszcze nie do końca rozwinęłam swój styl pisania i momentami może się to wydawać zbyt... banalne, źle opisane itd.
Nie, ja sama nie jestem chora psychicznie, po prostu zainteresował mnie ten temat.
Może pojawić się wątek miłości damsko-damskiej lub męsko-męskiej (takie małe ostrzeżenie dla nietolerancyjnych).
Cóż więcej mogę dodać - pierwsza notka w najbliższym czasie!

~Himemiya Chikane.